fbpx
  • a1.png
  • b1a.jpg
  • b1b.jpg
  • b1c.jpg
  • b2a.jpg
  • b2b.jpg
  • b3a.jpg
  • b3b.jpg

W poniedziałek, 8.02.2016 r. grupa 12 uczniów LOTE wraz z dwoma opiekunkami wyruszyła w daleką podróż na drugą półkulę, do partnerskiej szkoły Paul Roos Gimnasium w Stellenbosch (RPA).

Ostatnie spotkanie uczniów obu szkół miało miejsce w Cieszynie półtora miesiąca temu – w grudniu 2015 r. – mogliśmy przeżywać wtedy wspólnie Święta Bożego Narodzenia. Ciąg dalszy współpracy właśnie dzieje się w dalekim RPA, skąd uczestnicy przesyłają swoje relacje.

Patronat nad wizytą objęła Ambasada RP w Pretorii, (RPA), która obszerną informację o naszej współpracy zamieściła na swojej stronie internetowej.

Fotorelacja – cz. 1

Fotorelacja – cz. 2

Fotorelacja – cz. 3

Fotorelacja - całość (zdjęcia wybrane)

 

DZIEŃ 1: 8 II 2016 r.

Pewnego pochmurnego dnia, a dokładnie 8 lutego 2016 r. o godzinie 8:00 nad ranem, grupka ludzi zebrała się na ulicy Hajduka w Cieszynie. Osoby te, należące do grupy wielkich szczęśliwców, wśród których byłem także i ja, miały wyruszyć na lotnisko, by odbyć podróż do jednej z najbardziej egzotycznych i odległych destynacji – Republiki Południowej Afryki.

Wyruszaliśmy jako uczniowie LOTE, którzy w grudniu przyjęli już swoich gości. Towarzyszyły nam dwie nauczycielki – pani Dagmara Mielke oraz pani Justyna Sobota. Upragniona podróż poprzedzona była wzruszającym pożegnaniem, przy którym często lały się łzy. Cała grupa otrzymała Boże błogosławieństwo od pani dyrektor Lidii Pałac.

Autobus, załadowany bagażami, które często były pełne aż po brzegi, wyruszył kilka minut po godz. 8. Wyjechaliśmy w kierunku Krakowa, a dokładniej na Lotniska im. Jana Pawła II w Balicach. Podróż rozpoczęła się entuzjastycznie. Na lotnisko dojechaliśmy około godz. 10 i od razu skierowaliśmy się w stronę hali odlotów. Rozpoczęła się odprawa. Każdy z bagaży został oznaczony przez miłą panią pracującą dla niemieckiego przewoźnika lotniczego Lufthansy, który towarzyszył nam do końca podróży. Następnie przeszliśmy gruntowną kontrolę osobistą, która na szczęście odbyła się bez większych problemów.

Pomimo tego, że czas oczekiwania na lot był dość długi, udało się spędzić go miło grając w różnorakie gry, głównie karciane, robiąc zakupy w strefie bezcłowej, czy też po prostu odpoczywając. Przy bramce nr 10 odbyła się ostateczna odprawa. Przeszliśmy do autobusu, który przewiózł nas w pobliże samolotu i szybko załadowaliśmy się do samolotu oznaczonego symbolami LH 1623. Lot ten był tylko przedsmakiem dłuższej podróży w większym samolocie. Trwał godzinę i pięć minut. Podczas niego otrzymaliśmy kanapki z dodatkami z indyka.

Po wylądowaniu na lotnisku w Monachium udaliśmy się w stronę bramek oznaczonych symbolem H. Mieliśmy 3 godziny czasu wolnego, który tym razem został spędzony na wspólnych posiłkach, ponownym graniu w karty, robieniu zakupów, czy czytaniu rożnego rodzaju publikacji literackich. Po wejściu na pokład ogromnego samolotu, znów linii Lufthansa, około godziny 20­tej rozpoczął się prawie 12­sto godzinny lot do Kapsztadu. Na szczęście w siedzeniach były zamontowane multimedialne ekrany, pozwalające na oglądanie filmów czy granie. Samolot leciał na wysokości około 10 km, z prędkością około 800 km/h. Dystans pomiędzy Kapsztadem, a München wynosi około 9100 km.

Obsługa samolotu roznosiła dość często napoje rożnego rodzaju. Otrzymaliśmy także kolację, która składała się m.in. z babeczki, spaghetti z kurczakiem czy sałatki. Po posiłku większość z nas oddała się spaniu. Nad ranem otrzymaliśmy śniadanie, które również było bardzo dobre i składało się z bułeczki, dżemu i omleta.

Dzięki przemiłej obsłudze podróż przeminęła w dość dobrej atmosferze i pomimo jej trudów udało się spokojnie dotrzeć do Kapsztadu, gdzie wylądowaliśmy około godziny 7:30.

M.Ch.

 

DZIEŃ 2: 9 II 2016 r.

Nowy dzień  powitaliśmy na pokładzie samolotu. Pomimo braku snu i zmęczenia długim, bo aż 11 godzinnym lotem, każdy z nas był gotowy na rozpoczęcie egzotycznej przygody. Na lotnisku czekali na nas znajomi z Paul Roos Gimnasium. Powitanie było bardzo przyjacielskie i wzruszające.

Po przyjeździe autobusem do Stellenbosch, zwiedziliśmy budynek szkoły – nieporównywalnie większy od naszego drogiego LOTE. Poznaliśmy niektóre ze szkolnych tradycji i historię założenia całej instytucji. Zostaliśmy również zabrani na krótką przechadzkę po Stellenbosch.

Nie był to jednak koniec atrakcji. O godz. 17 wszyscy wspólnie pojechaliśmy szkolnym busem na plażę. Mimo zimnej wody, większość była gotowa na kąpiel i zabawę. Na koniec rodziny goszczące urządziły piknik.

Około godziny 20.30  rozjechaliśmy się do domów. Wszyscy byli bardzo zmęczeni długą podróżą i upałem, więc resztę wieczoru poświęciliśmy na odpoczynek.

A.G.

 

DZIEŃ 3: 10 II 2016 r.

A w telegraficznym skrócie tak wyglądał: lekcje, wspólne projekty (z młodszymi na temat hobby, ze starszymi „Drogi do wolności" – teraz temat wyjątkowo aktualny). Potem godzinna przerwa i lody dla ochłody. A po szkole zwiedzanie miasta, muzeum, ciekawe informacje o pionierach, którzy założyli Stellenbosch w 1679 r.

Potem czas wolny lub do wyboru impreza basenowa u Thomasa, a na zakończenie upalnego dnia grill z Reitzem. Bardzo udany dzień!

K.M.

 

DZIEŃ 4: 11 II 2016 r.

Wraz z rozpoczynającym się dniem czekało na nas wiele zadań. Pierwszym z nich było nauczenie młodszych uczniów obsługiwania kilku ciekawych aplikacji internetowych. Po zajęciach byliśmy zmęczeni, a przede wszystkim głodni. Dlatego postanowiliśmy po krótkotrwałej naradzie pójść coś przekąsić. Znaleźliśmy studencką restaurację nieopodal szkoły i zjedliśmy tam przepyszne burgery.

Potem rozeszliśmy się do rodzin goszczących, aby krótko odpocząć przed spektaklem. Mieliśmy okazję zobaczyć niesamowitą inscenizację „Otella" – pod gołym niebem, w Kapsztadzie, w ramach dni szekspirowskich odbywających się nieprzerwanie od 60 lat.

A.S.

 

DZIEŃ 5: 12 II 2016 r.

Godz. 4:30. Ciężki poranek. Po wczorajszym spektaklu i późnym powrocie do domu trzeba było wstać wcześnie i na godz. 7:30 zdążyć na autobus do Kapsztadu. O godz. 9:00 dotarliśmy do celu naszej podróży. Czas wolny i wycieczka po „Two Oceans Aquarium”. W oceanarium widzieliśmy faunę dwóch oceanów: rekiny, ryby, kraby, krewetki i płaszczki. Potem mieliśmy czas wolny i mogliśmy lepiej poznać Kapsztad.

Następnie popłynęliśmy na Robben Island, gdzie przez 27 lat więziony był Nelson Mandela (pierwszy prezydent po zniesieniu apartheidu i laureat Pokojowej Nagrody Nobla). Naszym przewodnikiem był były więzień, więc mogliśmy dowiedzieć się, jak to wszystko naprawdę wtedy wyglądało.

Po zwiedzaniu spędziliśmy godzinkę na plaży, zaś ci bardziej odważni w morzu. A po plażowaniu gospodarze zabrali nas na wspólną imprezę z przepyszną regionalną kuchnią. Dzień zakończył się bardzo miło.

M.P.

 

DZIEŃ 6: 13 II 2016 r., DZIEŃ 7: 14 II 2016 r.

Sobota i niedziela spędzane były indywidualnie z opiekującymi się nami rodzinami.

 

DZIEŃ 8: 15 II 2016 r.

Po dzisiejszym dniu nasza kariera nabiera tempa, brylujemy na salonach i jesteśmy świadkami rzeczy niepodważalnie unikalnych na tle całej społeczności szkolnej, które wszystkich przyprawiają o zawał serca i zachwyt jednocześnie. Ale od początku.

Dzień zaczął sie kolejnym projektem z języka niemieckiego z klasą maturalną, a następnie po krótkiej przerwie udaliśmy sie na długo wyczekiwany apel. Tej atmosfery nie da sie w pełni opisać – trzeba ją poczuć, gdyż sala wypełniona około tysiącem chłopaków w mundurkach oraz scena z kurtyną, gdzie zasiada cale grono pedagogiczne, musi zrobić wrażenie na każdym, kto się tam znajdzie.

Zostaliśmy uroczyście wprowadzeni przy akompaniamencie oklasków i miłych powitań. Potem wysłuchaliśmy hymnu państwowego i krótkiego rozważania jednej z nauczycielek. Absolutną gwiazdą apelu był jednak Filip, który zaimponował wszystkim płynnością angielskiego, opowiadając bez żadnej przygotowanej kartki o naszym mieście i szkole.

Później wysłuchaliśmy ogłoszeń szkolnych i… staliśmy sie świadkami najlepiej zorganizowanego porwania! Na scenę wskoczyło kilku uczniów, którzy zaczęli skandować piosenkę, zaś setki gardeł podchwyciły melodię. Hałas był ogromny, uczniowie z klasy maturalnej biegali po sali i wykrzykiwali słowa, które podchwytywała cała reszta. Byliśmy w stanie tylko stać z otwartymi ustami i chłonąć to, co sie działo. Po chwili wszystko sie skończyło i okazało się, że jedna z nauczycielek została porwana i ukryta. Klasy mogły zgadywać, gdzie się znajduje i wygrać jakąś niespodziankę. Na wszystkich nas wywarło to piorunujące wrażenie.

Potem mieliśmy czas na zwiedzanie Franschhoek. Poznaliśmy historię francuskich hugenotów, którzy w XVII w. przybyli do Południowej Afryki w obawie przed prześladowaniami w Europie. W Paarl, gdzie znajduje się pomnik języka afrykanerskiego (Afrikaans), zostaliśmy świadkami humorystycznego zakładu (miedzy naszymi kolegami, który zakończył się ogólnym rozbawieniem całej grupy i niekoniecznie dobrym skutkiem dla naszego kolegi, jednak szczegóły pozostaną miedzy nami).

Ostatnim punktem dnia był udział w bankiecie na zaproszenie pani ambasador Polski w RPA Anny Raduchowskiej-Brochwicz. Spotkanie odbywało sie w Domu Wyszehradzkim, gdzie już przy wejściu zostaliśmy powitani przez trzech ambasadorów: Czech, Polski i Węgier. Poznaliśmy wielu dyplomatów i przedstawicieli Polonii w Kapsztadzie. Atmosfera była bardzo dystyngowana, roznoszono przekąski, w tle mogliśmy usłyszeć na żywo Humoreskę Dvoraka w wykonaniu pianistki i saksofonistki, a dookoła wszyscy rozmawiali ze sobą o sprawach międzynarodowych. Niektórzy z nas nawiązali także owocne kontakty z wpływowymi ludźmi i zdobyli ich wizytówki. Kto wie, kiedy się przydadzą?

N.M.

 

DZIEŃ 9: 16 II 2016 r.

Polskie przysłowie „Kto rano wstaje, temu Pan Bóg daje" po raz kolejny okazało się strzałem w dziesiątkę. Nasze budziki zadzwoniły o 5.30. Zamiast nudnej wycieczki, która została przesunięta ze względu na porywisty wiatr, mogliśmy się cieszyć pełnią południowoafrykańskiej edukacji. Podczas aż pięciu lekcji po raz kolejny mieliśmy okazję uczyć naszych młodych kolegów nowoczesnych sposobów prezentacji. Ponadto w dalszym ciągu pracowaliśmy ciężko i rzetelnie nad projektami.

Po zajęciach szkolnych, które minęły w mgnieniu oka, mieliśmy 3 godziny do spędzenia „na mieście”. Zabraliśmy się od razu za poszukiwanie niezapomnianych pamiątek. Po wyczerpujących zakupach postanowiliśmy zregenerować siły idąc do znanej już restauracji na burgera.

Następnie wróciliśmy do PRG, skąd zostaliśmy zabrani do domów. Stąd też dalszy przebieg dnia okazał się odmienny w każdej z rodzin.

Najpierw tata Reitza zaprosił swoich gości, by orzeźwić się odrobinę w klimatycznej gospodzie. Potem wybraliśmy się na tradycyjna afrykańską kolację, która słynie z niekonwencjonalnych połączeń smakowych. Głównym specjałem było bobotie, które skradło wszystkim serce. Po tym intensywnym dniu, syci i zadowoleni, udaliśmy się na zasłużony spoczynek.

Jędrzej Sobota

 

DZIEŃ 10: 17 II 2016 r.

Dzień jak co dzień na drugiej półkuli? Oder doch nicht! Ach! Chciałoby się, żeby życie u nas nabrało takiego tempa i jakości:)

Przybyliśmy do szkoły jeszcze przed 8:00. W oddali zauważyłem uśmiechniętego Olka kroczącego w moją stronę. Razem usiedliśmy na tradycyjnym już miejscu naszej grupy na dziedzińcu Paul Roos Gimnasium, żeby poczekać na innych. Po ich przyjściu wybraliśmy się do ścisłego centrum Stellenbosch na tzw. souvenir-hunting, po czym usiedliśmy w przytulnej restauracji, żeby się ochłodzić i odpocząć. Potem poszliśmy do szkoły, gdzie spotkaliśmy się z resztą grupy – niektórzy mogli pospać dłużej. Kończyliśmy nasze prezentacje na temat drogi do wolności (w tym zakresie Polska i RPA mają dużo wspólnego).

Po lekcjach wróciliśmy do centrum Stellenbosch na mrożony jogurt (Wakaberry to nasze ulubione miejsce – nie dość, że mają mrożony jogurt, to jeszcze darmowe wifi).

Koło godz. 17.00 udaliśmy się do willi Portchie’go, lokalnego artysty i absolwenta PRG. Tam mogliśmy ujrzeć jego prywatne zbiory, po czym schłodziliśmy się w basenie. Była to bardzo inspirująca i przyjemna wizyta. Po kilku godzinach udaliśmy się na tradycyjny braai, czyli wspólne grillowanie. Ilość steków była nie do zliczenia. Podczas gdy steki się piekły, uczniowie poszli zagrać w rugby. Po grze wróciliśmy i zjedliśmy posiłek razem z rodzinami goszczącymi nas. Rozmowom i dowcipom zdawało się nie być końca. Późnym wieczorem rodziny rozjechały się do swoich domów. To był intensywny dzień…

Filip Czarnecki

 

DZIEŃ 11: 18 II 2016 r.

Góra Stołowa to podobno jedna z najstarszych gór na świecie - sześć razy starsza niż Himalaje.

11 dzień naszej wymiany odbył się z nieco zmienionym planem. Zamiast urządzać wielkie polowanie na pamiątki w Stellenbosch, mieliśmy okazję wjechać na najbardziej płaską górę RPA, która w 2011 została wybrana jednym z 7 nowych cudów natury (New 7 Wonders of Nature).

We wtorek, z powodu silnego wiatru, nie udało się zorganizować wycieczki na Górę Stołową - jeszcze by nas zwiało i co wtedy LOTE zrobiłoby bez nas? W czwartek więc działaliśmy według innego niż z góry założonego planu.

Rano pobudka i do szkoły na pierwsze 4 lekcje. Oto i przyszedł czas ostatnich poprawek, a następnie prezentacji wyników naszej ciężkiej pracy. Kolejno klasy: 10,  matrix (czyli klasa 12 – ostatnia, nie drogi biolchemie, nie chodzi tu o cytoplazmę w mitochondrium), a na koniec klasa 11 – złożona w większości z naszych „wymienników”. Te ostatnie prezentacje okazały się szczególne, gdyż zaszczycił nas swoją obecnością rektor Paul Roos Gimnasium (którego widok uczniom PRG zafundował porządną dawkę stresu). Wszystko szczęśliwie poszło jak należy, mimo ograniczonego czasu.

Po lekcjach wyjechaliśmy na Górę Stołową (ang. Table Mountain, afrikaans Tafelberg). Po dość długiej jeździe przez Kapsztad dotarliśmy do stacji kolejki linowej, która zabrała nas na szczyt (tutaj prośba o to, żeby nas nie krytykować –  w takim upale nikomu nie chciałoby się wchodzić na górę piechotą).

Jedno jest pewne – wszyscy zobaczyli przepiękną panoramę Kapsztadu oraz otaczające Kapsztad góry i ocean. Po ponad godzinie wędrowania po Górze Stołowej zjechaliśmy na dół tą samą kolejką. Jej podłoga obraca się o 360 stopni, przewozi do 65 osób, jedzie z prędkością 10 m/s. Pod podłogą kolejki są zbiorniki mieszczące 4000 litów wody służącej jako balast w czasie silnych wiatrów) . Ruszyliśmy w drogę powrotną do Stellenbosch (niestety długą, z powodu korków na ulicach Kapsztadu).

Około godziny 17 powróciliśmy pod bramę Paul Roos Gymnasium i każdy mógł rozejść się w swoją stronę. Co uczniowie robią na wymianach w wolnym czasie, pozostawię osobistym domysłom.

Magda Kubala

 

DZIEŃ 12: 19 II 2016 r.

Na pożegnanie Cape Point i Przylądek Dobrej Nadziei. Aż trudno uwierzyć, że to już koniec naszej wspaniałej podróży. Nawet niebo dzisiaj płakało z nami, niebywałe!

Piątek, jako ostatni pełny dzień w RPA, zaczęliśmy pozytywnym akcentem w postaci skromnego uczczenia urodzin pani Dagmary. Następnie pojechaliśmy do Simon's Town, gdzie zobaczyliśmy szlifiernię kamieni półszlachetnych oraz mieliśmy okazję kupienia kilku pamiątek. Następnym przystankiem był Cape of Good Hope, czyli najbardziej wysunięte na południowy-zachód miejsce w Afryce. Mimo deszczu widoki były niewyobrażalnie wręcz piękne. Gdy nasza wycieczka dobiegła końca, rozeszliśmy się na pożegnalne (niestety aż dwie) imprezy.

Olek Kubeczek

 

DZIEŃ 13: 20 II 2016 r.

Wszystko co dobre niestety kiedyś się kończy. Nadszedł czas na rozstanie. Pożegnaliśmy się z rodzinami goszczącymi nas i o godz. 6:30 wyruszyliśmy autobusem na lotnisko wraz z uczniami PRG. Podczas odprawy na szczęście nikt nie przekroczył limitu 23 kg bagażu. Przyszedł czas na najsmutniejszą część, czyli pożegnanie z przyjaciółmi z RPA. Wszyscy mieli płacz na końcu nosa. Podczas tych dwóch tygodni w Polsce i kolejnych w Afryce oraz niezliczonych godzin spędzonych na rozmowach w Internecie, zżyliśmy się ze sobą dużo bardziej niż podczas innych wymian.

Lot przebiegł spokojnie, bez zbędnych nieprzyjemności, jedzenie było dobre, fotele wygodne, a drinki odpowiednio schłodzone.

Mamy nadzieję że to co zostało tu zapoczątkowane nie skończy się wraz z powrotem do domu, lecz zamieni się w wieloletnią międzykontynentalną przyjaźń.

Jerzy Laskownicki

 

 

      |